My błądzący, zaplątani w sieci bytu,
pijmy wino, nie szukajmy próżnego zaszczytu.
Lepiej nie pytajmy gdy zmierzamy w pustkę
i niepewność. Nie doznamy tam zachwytu.
Bierz przykład z Chajjama i słuchaj rad moich.
Pij wino! To jeden z przywilejów twoich.
Bóg jest zajęty ważniejszymi sprawami,
a ty samotnie trzymasz los w rękach swoich.
Komnatami świata, cień za cieniem
snujemy się przez życie z marzeniem
by rozumem pojąć sens tego przemarszu.
Mądrość jednak bracie jest tylko zwątpieniem.
Na modlitewniku bijesz wciąż pokłony,
ale nienawidzisz innych, jesteś jak szalony.
Jesteś zakałą bracie – wiarę nam wypaczasz.
Nie dla ciebie hurysy. ni raj ukwiecony.
Będę raczył się winem, aż się przesycę,
aż mi włos się zmierzwi i zblednie oblicze.
Kiedy w ziemi spocznę, ziemia winem przejdzie
a tym niejednego pijaka zachwycę.
Szkoda, że młodości naszej kwiat przeminął,
w jesieni lat z marzeniami się rozminął.
Opadły już liście pachnącego drzewa,
odleciał z niego ptak beztroski i zaginął.
Mówią, że picie wina jest zakazane,
że w piekle pokutują dusze wygnane,
lecz doprawdy lepsze piekło po winie,
niż te nasze ziemskie światy skalane.
Gorączka, choroba, wszystko we mnie godzi
bym cierpiał katusze. Czy o to wam chodzi?
Pozbawiony trunku, nic przełknąć nie mogę,
bo doprawdy wszystko, prócz wina, mi szkodzi.
Jeden miesiąc dla Boga, tak brzmi nauczanie.
Inny miesiąc dla świętych, takie jest przesłanie.
Wina nie tykając wstrzemięźliwość szkodzi.
Pijać nam wypadnie chyba w ramadanie?
Chajjamie, po co się trapisz jakimiś grzechem?
Trochę poswawolić, to tak jak oddechem
głębszym wytchnąć po mozołach życia.
Bóg ci to przebaczy ze szczerym uśmiechem.
Boże, oddal moje codzienne kłopoty,
wszak się tutaj błąkam podobny sieroty.
Jeśli troska jest mym losem, to ześlij sen
i nie odbierz mi też na wino ochoty.
Kiedy zapiał kur, dobiegł mnie krzyk. „Hej prędzej!
Prędzej! Wrota karczmy otworzyć! Pieniędzy
nam nie brak. Krótko tu zabawimy,
pomnij, wyruszywszy nie wrócimy więcej”.

Świadomy moich grzechów z nich się pokajałem
lecz, że bycie pijanym często mym udziałem
z wiosną zapomniałem, co wpierw przyrzekałem.
Pokutę rozwiał wiatr, co ją czynić miałem.
W Panie mym życie całe szukałem pociechy.
Kajałem się za ludziom wyrządzone grzechy.
Wszystko to teraz utopiłem na dnie czary.
Oddałem za wiersze i chwilę uciechy.
Piłkę rzucać lub nie, od twego zachcenia
zależy. Kto jednak rzuca smugę cienia
na to życie moje? Pan się nami bawi!
On jeden zna cel naszego tu istnienia.
Przed tawerną, w mroku ucztowałem miło.
Anioł beczkę niósł. Tak mi się przyśniło.
Śmiejąc się figlarnie beczkę ku mnie skłonił.
Dał mi popróbować, a tam wino było.
Kukiełkami drewnianymi los nas czyni,
tańczącymi cieniami na ścianie jaskini
bytu. Pohulamy, poskaczmy trochę i
już los na powrót zamyka nas w skrzyni.
Ciesz się życiem. Wieść taką ślę ci przez gońca,
zanim w proch się obrócisz i będziesz bez końca
leżał wśród innych prochów. Czas ci będzie biegł
bez wina, bez pieśni, bez miłej, bez słońca.
Jaszczurka przemyka niepomna zakazów
aby snu nie płoszyć sułtanom. Od razu
zasnęli oni po długiej uczcie życia.
Dziś osioł buszuje wśród ich grobu głazów.
Świat ten to karawanseraj. Gdy nastaje świt
odchodzą i wchodzą podróżni. Tylko zgrzyt
wrót słychać. Podobnie dumni kalifowie
jeden po drugim też odjechali w niebyt.
Mędrcy uparcie czcze wiodą spory. A ty
pójdź za starym Chajjamem. Światy
przemijają. Życie twe rączo ucieka
i nie zakwitną już te co zwiędły kwiaty.
Nie dla zabawy i żądzy grzechu piję.
Nużą mnie już wszystkie moje wady i je
chciałbym zapomnieć. Niemożliwe to jednak,
próbowałem. Pić więc będę, póki żyję.
Odwiedziłem winiarnie gnany pokusą mą.
Obwieś pił prosto z dzbana sycąc żądze swą.
Na naganę odparł; „Bóg jest miłosierny.
Zechciej milczeć, bracie. Nie zajmuj się mną”.
Starego garncarza warsztat odwiedzałem.
Garnki stały rzędem szepcąc – sam słyszałem -
„Gdzie nasz twórca garncarz? Po co tu jesteśmy?”
Szło im o sens bytu. Tak to zrozumiałem.
